Teść też RAZ ugotować potrafił....
Otwieram
lodówkę...patrzę i patrzę...i
WRACA MI
PAMIĘĆ...!!!
I
znów się przenosimy na Sycylię. Pod Syrakuzy.Teściu będzie grał
pierwsze skrzypce. Jak wiadomo, a może i nie, starej daty panowie,
czyli teście wszelakie i ojce..na Sycylii nie gotują. To MA robić
kobieta i to bez dyskusji. Są typki bardziej lub mniej wybredne, ale
większość raczej zjada wszystko umęczona upałami... by potem
poczłapać na słynną sjestę i dać kobiecie święty spokój. Mój
śp. Teść był typem dość skomplikowanym, gdyż był..typowym
Sycylijczykiem. Niech mu ziemia lekką będzie. Miałam do niego
szczególną sympatię z kilku powodów. Był twardy i nieugięty jak
głaz, ale miał też swoje zdanie, potrafił go bronić ,nawet do
zawału serca ... Kochał jeść, na szczęście prosto i nie był
wybredny. Ale pragnę napisać, że Teściu nie potrafił ugotować
NIC. Nawet wody na makaron. Dla niego to była czarna magia... Mógł
nie zjeść nawet przez cały dzień, co graniczy z cudem, gdyż
Sycylijczyk raz dziennie MUSI mieć makaron. Nawet z oliwą i
parmezanem ale MUSI i cześć. Nam w Polsce trudno jest to ogarnać
,ale ja mialam do czynienia z tym ponad 10 lat... Pasta czyli makaron
musi być i basta!
I
pewnego pięknego dnia stało się! Mieszkałam wtedy w Augusta, to
od Avoli jakieś 52 km. Ale doszły mnie i tam wtedy słuchy , co to
teść wykombinował. Teściowa leżala sobie spokojnie w szpitalu w
Auguście, na oddziale ortopedycznym, i to była jedyna możliwość
aby sobie po prostu odpoczęła.
Leżała
już 2 dni, a teść jadł, salami, szynki, chleb, oliwki, sery,
wino. Aż porządnie zatęsknił za makaronem. Akurat nikogo nie było
z rodziny , kto by mógł mu przynieść ten makaron. Nawet jakby był
to..by się nie odważył...bo teściu litości nie potrzebował.
Wykobinował
raz w życiu, tylko ten jedyny raz... i nie powiem, dobrze to sobie
obmyślił, bo użył po prostu nadstanu rzeczy, które znalazł w
lodówce, bo był typem człowieka, który nie lubił jak się
jedzenie marnuje, czy się wyrzuca, za ciężko zarobione pieniądze.
Co
znalazł wtedy w lodówce?
Kilka
rzeczy, które i my możemy czasem znalezć i nie mamy pojęcia co z
tego sklecić. Spróbowałam odtworzyć jego przygodę z gotowaniem.
I wierzcie mi... smakowało dokładnie tak jak kilka lat temu, kiedy
byliśmy wszyscy razem siedzący przy stole, pijący wino, drący się
na siebie i machający zamaszyście rękoma...
Oto
danie teścia. Co będzie potrzebne?
- ugotowane ziemniaki z dnia poprzedniego
- pomidory z puszki już pokrojone , nie całe ..Teściu nie wiedziałby co zrobić z całymi
- pieczarki- to ja je dodałam, gdyż uduszone z cebulką na maśle, w lodówce, w pojemniczku próżniowym znalazłam
- świeża bazylia, tam każdy ją ma i używa na bukiety, do wszystkiego
- oliwa z oliwek ..teść miał swoją własną, robioną od podstaw
- i teraz najważniejsze MAKARON.. Ja otworzyłam szafkę u siebie i znalazłam trochę fusilli MALMA i trochę penne MALMA. Tak jednych jak i drugich nie można było użyć samodzielnie , gdyż ich było za mało i tak sobie czekały. Aż mi pamięć wróci ..do tego co zrobił teść.
- Masło
- koperek, seler naciowy,kawałek czerwonej papryki
- parmezan lub grana padano . A znając teścia dodałby i pecorino, co nie jest błędem, gdyż pecorino...ach..kto jadł wie o co chodzi...A kto nie jadł, spróbować musi. To półtwardy ser owczy.
I
tyle , cała filozofia.
Smażymy
na maśle nasze ziemniaki z dni poprzednich. Międzyczasie wylewamy z
puszki nasze pomidory do garnka , dodajemy sól, oliwę z oliwek,
liście bazylii , im więcej tym lepiej..., ząbek czosnku, pieczarki
z dni poprzednich, już wcześniej duszone na maśle...
Gotujemy wodę
na makarony. Solimy ją i wrzucamy obydwa , fusilli i penne od MALMA
..gotujemy al dente. Al dente to jest w dosłownym tłumaczeniu -na
ząb- i używa się tego stwierdzenia do prawidłowo ugotowanego
makaronu, który powienin być miekki i jędrny, aczkolwiek stawiać
lekki opór przy gryzieniu. Acha, wtedy kiedy po rozgryzieniu
makaronu, w jego przekroju znajdzie się biała , surowa wielkości
łebka od szpilki kropeczka...to wtedy jest al dente. Ale ja tam się
nie bawię w takie analizy i al dente zawsze mi wychodzi. Bo to od
makaronu zależy czy będzie al dente czy nie. A MALMA
wie co robi i z czego robi..a ja wiem dlaczego ten właśnie makaron
jest ECCELLENTE..e basta !
Odcedzamy
nasze dwa makarony . Wrzucamy je na dużą patelnię, dodajemy
wcześniej podsmażone ziemniaki i poddajemy lekkiej obróbce
termicznej, na maśle, dodajemy świeżego koperku i mieszamy
potrząsając energicznie patelnią.
Dodajemy już gotowy
międzyczasie sos. Wykładamy wszystko na talerz. Lepiej na
półmisek... Posypujemy świeżą bazylią, koperkiem, selerem
naciowym i pokrojoną w kosteczkę czerwona papryką.
Do tego
oczywiście starty ser. Wino...tak wino musi być...bo gdy wraca się
do wspomnień to ono właśnie, pomaga nam strawić ból po stracie
tych...których już nie ma, a którzy wracają czasem zupełnie
niespodziewanie...np. przy zwykłym otwarciu lodówki.
Spróbujcie
kiedyś wykorzystać coś co Wam zostało z dni poprzednich... tak
jak wtedy , kilka lat temu, zrobił to mój teść. On to zrobił z
potrzeby..a wyszło bardzo dobre. Jadłam. Pochwaliłam i za to mu
wtedy placka z jabłkami upiekłam.
Smacznego
!
Komentarze
Prześlij komentarz
Pytaj o wszystko, komentuj , podziel się swoją radą . Cieszę się, że ze mną jesteś, rozgość się na dłużej!